Wyjątkowo spokojny więzień

Rys. Anna Reinert

Justyna Kopińska

13 sierpnia 2013 roku jest upalny. Marta wstaje wcześnie, idą z mężem spytać o pracę w gliwickim urzędzie pracy. Dla niej jest sprzątanie na klatkach schodowych. Mąż, Daniel, dostaje pracę dorywczą, idzie remontować biura.

Marta postanawia wpaść do przyjaciółki, a potem do lombardu przedłużyć termin spłaty długu.

Koleżanka przyjmuje ją zimnym piwem. Potem przychodzą jej znajomi. Ktoś przyprowadza Adama. Marta nie znała go wcześniej.

Marta ma 21 lat i dwójkę dzieci. Zaczyna opowiadać Adamowi, jak ciężko je wychować. Zawsze chciała, by jej rodzina nie znała upokorzeń, a teraz córka idzie do przedszkola, a ona nie ma dla niej na nowe buty, ubranie. Pewnie dzieci będą się śmiać. Marta zwierza się, że nie ma przyszłości, utknęła na sprzątaniu, bez edukacji, możliwości.

Adam jest w średnim wieku, spokojny, inteligentny. W ojcowski sposób tłumaczy jej, że musi zaplanować swoje życie. Marta myśli, że Adam ma cechy psychologa. Albo księdza. Nie spotyka się często takich mężczyzn.

Wszyscy się rozchodzą. Ale Adam chce jeszcze porozmawiać. Mieszka niedaleko. Marta zgadza się. Nie wie, że idzie do mieszkania Adama Webera, skazanego w 1993 roku na 25 lat więzienia za zabicie czterech ludzi. Policjanci, którzy byli wtedy na miejscu zabójstwa, mówili, że „brodzili we krwi”. Adama nazwano „wampirem z Gliwic”.

Weber: Coś kazało mi rąbać

27 lutego 1992 roku. Adam miał zakład stolarski, który splajtował, więc od jakiegoś czasu pracował dorywczo. Coraz częściej pił. Jeszcze jako dziecko zaczął włamywać się do mieszkań i sklepów. Przeszedł przez wiele ośrodków wychowawczych. Gdy dorósł, odnowił kontakt z matką. Matka zaczęła go zabierać na spotkania biblijne.

Tego zimowego dnia z kolegą pili w mieszkaniu. Wyszli po kolejne piwa. Adam wziął ze sobą tłuczek do mięsa. Żonie powiedział, że to na wypadek awantury na ulicy. W okolicy sklepu spotkali sąsiada. Doszło do bójki, Adam uderzył go tłuczkiem w głowę. Mężczyzna zmarł potem w szpitalu.

Tymczasem Adam z kolegą przenieśli się do mieszkania innego znajomego. Jeszcze przed chwilą chciał on mścić się za pobicie kolegi, ale Adam przekonał go o swej niewinności. Teraz w pięciu pili wódkę. Adam zaczął opowiadać, jak kilka dni wcześniej próbował wygłosić kazanie w kościele św. Barbary. Gdy wierni zaczęli z niego szydzić, wyjął nóż i zaczął im grozić. Potem chciał utoczyć własną krew do kielicha i opowiedzieć o swej nadludzkiej sile. Ale przyjechała policja. Kompani Adama zaczęli się śmiać z tej historii.

– Zdenerwował mnie ich śmiech – mówił później Weber. – „Coś” mi kazało rąbać. Któryś mówił, że ma żonę, dziecko, że już się ze mnie nie śmieje, ale „coś” kazało rąbać.

Doszło do bójki. Jeden z mężczyzn zaczął uciekać. Przy drzwiach Adam uderzył go w tył głowy siekierą. Powstrzymał kolegę, który chciał wezwać pogotowie. Zaczął wymierzać ciosy pozostałym mężczyznom, choć błagali, by nie zabijał.

Kolega mówił potem w sądzie o Weberze: „Jego twarz zmieniła się, gdy zabijał, był blady, miał wywrócone białka oczne”.

Sąd Wojewódzki w Katowicach skazał Webera za zabójstwo czterech mężczyzn na najwyższy wówczas wymiar kary więzienia – 25 lat. Miał w nim zostać do 2017 roku. Ale 8 sierpnia 2012 r. Sąd Okręgowy w Opolu stwierdził, że skazany jest gotowy na powrót do społeczeństwa. Weber wyszedł na zwolnienie warunkowe w lutym 2013 r.

Prokurator: Mówił, że Bóg go posłał

Sprawę Adama Webera prowadził w latach 90. prokurator Stanisław Żak. – Pamiętam, że Weber był dziwny. Mówił, że to Bóg go posłał. Powtarzał, że ma dar i „coś mu kazało rąbać”, tak jakby nie chciał zmierzyć się z tym, co zrobił. Później odwołał zeznania. Jednak zeznania świadków i dowody pozwoliły ustalić, że zabijał Weber – mówi mi teraz prokurator Żak.

Sam Weber twierdził, że jest odpowiedzialny za śmierć tylko jednego z mężczyzn i że działał w afekcie. – Tak długo przekonywał sam siebie, że nie ponosi odpowiedzialności za zabójstwa, że chyba w to w końcu uwierzył – mówi pracownik służby więziennej, który zna Webera. – Może po 20 latach pamięć o tej zbrodni się zatarła.

Jednak pracownik zakładu karnego się myli. Adam pamięta, że zabijał.

Marta: „Już nie wyjdziesz”

Marta: – Adam był spokojny. Słuchał i powtarzał, że na pewno mi się w życiu poukłada. Nie prawił komplementów, nie podrywał. Nic ode mnie nie chciał. Weszliśmy do mieszkania. Pożyczył radio od sąsiada i włączył. Otworzył kolejne piwo. Chciałam iść do ubikacji. Toaleta była na korytarzu. On czekał na mnie, wtedy mnie to nie zastanowiło.

Dalej rozmawialiśmy. Ale zaczęłam czuć się dziwnie. Poczułam działanie alkoholu i chciałam wyjść, ale drzwi do mieszkania były zamknięte.

Poczułam lęk. Powiedziałam, że muszę jechać do lombardu. Ale tylko się uśmiechnął. „Chcę do łazienki” – dodałam. „Już nie wyjdziesz” – powiedział.

Bałam się. Zaczęłam płakać. Błagałam, żeby mnie wypuścił. „Bądź cicho. Nie zrobi mi różnicy, jeśli ciebie też zabiję. Już to robiłem” – powiedział. Rzucił mnie na łóżko. „Jak będziesz grzeczna, wyjdziesz rano” – powiedział, przykładając mi nóż do szyi. Później mówił, że mnie zwiąże i będzie trzymał miesiąc. Kilka razy mnie zgwałcił.

Zrozumiałam, że mnie zabije, a muszę żyć, bo mam dzieci. Powiedziałam, że zrobię wszystko, co rozkaże, jeśli pójdzie po alkohol i papierosy. I rzeczywiście – wybiegł.

Wtedy zadzwoniłam do męża. Nie znałam numeru mieszkania, jedynie budynku. Ale cały czas waliłam pięściami w drzwi. Mąż z teściem i znajomym przyjechali i wyważyli je.

Schodząc, spotkaliśmy Adama. Mąż uderzył go z całej siły.

Mąż: W autobusie się uśmiechał

– Odwiozłem żonę do domu i natychmiast zadzwoniłem na policję – opowiada mi mąż Marty. – Myślałem, że przyjedzie pani psycholog z policjantką, ale przysłano siedmiu mężczyzn, którzy zaczęli wypytywać żonę o szczegóły gwałtu. Zadano jej ten ból na nowo. Pojechaliśmy na miejsce. Webera już tam nie było. Potem na komisariacie żona znów musiała zeznawać przed mężczyzną. Nie wiem, czemu Webera od razu nie zatrzymano. Dzwonił potem do żony. Groził, że skrzywdzi ją i dzieci. Chyba chciał, by wycofała zarzuty. Gdy jechała z dziećmi autobusem, usiadł naprzeciw niej i się uśmiechał. Znów zadzwoniłem na policję. Dopiero pani prokurator przesłuchała żonę przy udziale psychologa i wydała nakaz zatrzymania.

Prokurator: Jej życie było zagrożone

– W opinii mojej i psychologa pani Marta złożyła wiarygodne zeznanie – mówi prokurator Joanna Smorczewska z prokuratury w Gliwicach. – Gdyby nie natychmiastowa reakcja męża Marty, jej życie byłoby zagrożone. Webera zatrzymano 4 września.

– Nie został zatrzymany od razu, bo po uderzeniu trafił z obrażeniami do szpitala. Stamtąd samowolnie się oddalił i ukrył – tłumaczy mi oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach Marek Słomski. – Ten człowiek ma bogatą przeszłość kryminalną i nie stawia się na wezwania.

Weber to pierwszy w historii gliwickiej prokuratury oskarżony o gwałt, którego przyprowadzono bez kajdanek. Tak zagadał funkcjonariuszy, że zdjęli mu je. Nie potrafili potem wytłumaczyć, dlaczego uwierzyli mu, że jest niewinny.

Wkrótce po jego zatrzymaniu do prokuratury zadzwonił pracownik więzienia w Strzelcach Opolskich. Mówił, że miał przeczucie, iż stanie się coś złego, bo Weber nie powinien zostać zwolniony. Dodał, że to człowiek bardzo inteligentny, który zyskał przychylność kierownictwa zakładu, tak że wszyscy zapomnieli o zbrodni, której dokonał.

Sędzia: Sprawiał wrażenie pokornego

Dlaczego Adam Weber nie odsiedział całego wyroku, choć skazano go za czterokrotne zabójstwo?

– Warunkowe przedterminowe zwolnienie skazanego poprzedzone jest opinią dyrektora zakładu karnego i prognozą społeczno-kryminologiczną. Ale to sąd podejmuje decyzję – mówi płk Luiza Sałapa, dyrektor Biura Penitencjarnego Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

– Decyzja sądu była spowodowana bardzo dobrą opinią psychologa i wychowawcy z Zakładu w Strzelcach Opolskich – mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu sędzia Waldemar Krawczyk.

Wcześniej Weber 12 razy ubiegał się o zwolnienie warunkowe. Sąd odmawiał z powodu negatywnej prognozy kryminologicznej wystawionej przez wychowawcę. Brała ona pod uwagę charakter popełnionego przestępstwa i brak krytycyzmu skazanego w stosunku do popełnionych morderstw. W ostatniej opinii prognoza kryminologiczna była wciąż negatywna, ale zaznaczono, że Weber spełnił warunek krytycznej postawy wobec dokonanych zabójstw. W praktyce sprowadzało się to do pisemnego wyrażenia żalu za zabójstwa.

Decydując o zwolnieniu, sąd mógł przeprowadzić dodatkowe badania psychiatryczne skazanego. Ale sędzia Marek Bujak tego nie zarządził.

– Podczas ostatniego posiedzenia sądu zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Strzelcach Opolskich poparł wniosek skazanego. Takie poparcie automatycznie zmienia opinię kryminologiczną na korzystną – wyjaśnia sędzia Bujak. – W sądzie Weber sprawiał wrażenie pokornego. Tłumaczył, że się zmienił i jest teraz innym człowiekiem. Wykazał skruchę za przestępstwo, które popełnił. W decyzji o jego zwolnieniu nie byłem osamotniony, poparł mnie wicedyrektor zakładu, a prokurator nie wyraził sprzeciwu. Weber miał też poparcie kapelana, a psycholog oddziałowy uważał, że nie ma z jego strony zagrożeń – dodaje.

Pytam, czemu uważał, że czterokrotny zabójca nie powinien odsiedzieć 25 lat. – Ustawodawca dostrzega możliwość, że nawet tacy zabójcy mogą przejść resocjalizację. A sąd w Katowicach nie zasądził dla Webera kary dożywocia.

Zwracam uwagę, że sąd nie miał w 1993 r. takiej możliwości i skazał Webera na najwyższy możliwy wówczas wymiar kary więzienia. – Po zmianie kodeksu karnego zniknął zapis o sprawiedliwej odpłacie za przestępstwo, teraz przy zwolnieniu warunkowym bardziej niż czyn liczy się prognoza kryminologiczna sprawcy – mówi sędzia.

Dyrektor więzienia: Trudno uwierzyć, że zabił

– Adam Weber należał do wyjątkowo spokojnych skazanych – mówi dyrektor Zakładu Karnego w Strzelcach Opolskich nr 2 płk Andrzej Tesarewicz. – Angażował się w prace społeczne i zajęcia kulturalne. Znał kodeksy na pamięć. Doskonale wiedział, co mu się należy. Pomagał innym więźniom. Brał udział w grupach religijnych.

– A ilu skazanych w waszym zakładzie ma wyrok za kilkakrotne morderstwo? – pytam.

– Kilkanaście osób.

– Jakie mają szanse na zwolnienie warunkowe?

Dyrektor nie odpowiada wprost, mówi: – Nie przypominam sobie teraz żadnego nazwiska wielokrotnego zabójcy, który wyszedł warunkowo. Ale nawet w najtrudniejszych przypadkach warto skazanego zwolnić przed odbyciem kary, bo wtedy ma na dziesięć lat wyznaczonego kuratora sądowego. Jeśli odsiedzi pełną karę, nie można już wyznaczyć kuratora, więc nad skazanym nie mamy kontroli.

Pytam dyrektora, czy Weber wyrażał kiedykolwiek poczucie żalu za zabicie czterech osób.

Ze słów dyrektora wynika, że sam nie bardzo wierzy w winę Webera: – Tam doszło do bójki. Nie możemy być pewni, że ktoś inny nie zabił, a on za to odbywa karę. W bójce ktoś może stracić przytomność i nie pamiętać całego obrazu sytuacji. Trudno mi uwierzyć, że zabił tylu ludzi. Weber był uczciwy. Nie robił awantur przez cały okres odbywania kary. W celi jest mała przestrzeń. Osoby o skłonnościach do agresji bardzo szybko ją ujawniają.

Zauważam, że dyrektor kwestionuje wyrok sądu, który skazał Webera za cztery zabójstwa. – To moje prywatne odczucia – zastrzega pułkownik. – Myślę, że znalazł się w złym czasie i miejscu. Ale nie kwestionuję wyroku.

Pytam, co sądzi o tym, że Adam Weber jest dziś ponownie oskarżony. – Nie wiem, co mogło skłonić byłego osadzonego do tego, co zrobił. Przez 21 lat był w wielu zakładach. Jeśli potrafił tak świetnie udawać i kumulować agresję w sobie, rolą psychologów było te tendencje odkryć. Może człowiek jest w stanie przez wiele lat być wyważony i nie okazywać żadnej agresji, a jednak przemoc, której doświadczył w dzieciństwie, gdzieś się w nim kłębi? Adam Weber jest wyjątkowo inteligentny i oczytany. Mógł te warunki wykorzystać, by dobrze żyć na wolności, ale mógł też ich użyć do zwabienia tej dziewczyny do swojego mieszkania. Skazany doświadczył wyjątkowo okrutnego dorastania w ośrodkach wychowawczych. Musimy zadać sobie pytanie: czy takim ludziom, którzy przez kilkadziesiąt lat starają się odbudować i naprawić swoje życie, możemy dać szansę?

Weber: Wychowawca radził się przyznać

Z Adamem Weberem spotykam się w areszcie śledczym. Poprosiłam o wizytę w obecności strażnika. Ale Weber zgadza się na rozmowę w cztery oczy. Podpisuję pismo, że biorę odpowiedzialność za spotkanie, i strażnik wychodzi.

Weber woła jednak innego, by pokazał mi jego celę. – Mam mało miejsca, to są warunki uwłaczające godności ludzkiej, dlatego prowadzę głodówkę – mówi. Strażnik pokazuje mi celę. Mała, łóżko piętrowe, obok prysznic. Weber mówi do strażnika z wyższością, że opiszę, w jakich przetrzymują go warunkach, a on złoży pisemną skargę. Strażnik od razu pokazuje mi kolejną celę, tłumaczy, że wszystkie są takie same.

Zostaję z Weberem sama.

– Widziała pani, w jakich warunkach mnie trzymają. Już tego nie wytrzymam. Popełnię samobójstwo

– Popełni pan samobójstwo ze względu na małą celę czy przez wyrzuty sumienia po tym, co pan zrobił? – pytam.

Weber uśmiecha się: – Jestem niewinny. Wszystko wymyśliła prokuratura. Na panią prokurator napisałem już kilkadziesiąt skarg: do Ministerstwa Sprawiedliwości, Prokuratury Generalnej, prezesa sądu okręgowego, prezesa sądu rejonowego. Chcę założyć sprawę mężowi kobiety, która mnie pomawia, ale mi odmawiają. Założę sprawę psycholog, bo napisała też, że nadużywam środków psychoaktywnych, a ja nigdy nie brałem narkotyków.

Przygotował dla mnie stertę dowodów, pism, skarg na prokuraturę oraz na kierownictwo aresztu. Wysłał już kilkadziesiąt pism ze skargami. Jest rozczarowany, że nie opiszę tych spraw.

– Staram się nie marnować czasu. Nie oglądam telewizji, wolę grać w szachy, pisać wiersze, aforyzmy, książki. Wiem, że jestem nadwrażliwy. Płaczę przy filmach jak „Waleczne Serce” lub słuchając muzyki Jean-Michela Jarre’a. Postanowiłem, że sam nauczę się grać. Napisałem pismo do dyrektora zakładu, by pozwolili mi na keyboard. Zaznaczyłem, że rozumiem, iż fortepian nie zmieści się do celi. Dostałem odmowę, więc napisałem kolejną prośbę o dostęp do szkoły muzycznej. Powołałem się na konkretne zapisy prawne i następnego dnia powiedziano, że mogę mieć ten keyboard. W zakładach karnych miałem w celi telewizor, odtwarzacz wideo, kablówkę. Czasem było mi wręcz źle, że posiadam tak wiele, gdy inni ludzie nie mają za co żyć.

Podczas pobytu w zakładzie w Strzelcach Opolskich pracowałem w przedszkolu. Pielęgnowałem ogród, układałem płytki, pracowałem między samymi kobietami i dziećmi. Zdarzało mi się je pocieszać, gdy płakały. Kucharka cały czas pytała: ” Adam, za cóż oni cię wsadzili? Chyba tylko kurę mogłeś ukraść”. Nie mówiłem im, za co siedzę. Bo wsadzili mnie za zabicie czterech mężczyzn, a ja może jednego zabiłem.

W poprzednim więzieniu w Jastrzębiu-Zdroju mówiłem wychowawcy, że nie czuję się winny tych zabójstw. Ale mi wytłumaczył, że skoro sąd uwierzył w wersję świadków, to muszę się przyznać i okazać skruchę, bo inaczej nigdy nie wyjdę. Więc wyraziłem skruchę, by mnie puścili. Nikt nie badał, czy wierzę w to, co mówię.

Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby nie to, że tata popełnił samobójstwo, gdy miałem cztery latka. W tamtych czasach kobiecie trudno było wychowywać samotnie dziecko. Pamiętam, jak trzymano mnie na rękach i spoglądałem na trumnę spuszczaną w dół grobu. Wtedy po raz pierwszy poczułem lęk.

Mama była bita i gwałcona w dzieciństwie. Chyba to spowodowało, że mnie także biła. Za wszystko. Za drobne przewinienia zamykała mnie w ciemności na węglu w piwnicy. Biła tak mocno, że jeśli wiedziałem, że coś przeskrobałem, nie wracałem do domu. Już w podstawówce z głodu włamywałem się do sklepów. Dali mnie do domu dziecka, a gdy uciekałem, do ośrodka wychowawczego. Tam było jeszcze gorzej. Wychowawca rozbierał nas do naga. W listopadzie temperatura była bardzo niska, a on polewał nas lodowatą wodą na dworze i bił pasem. Później robili nam też inne rzeczy, o których nie mogę mówić, bo po przejściach na tym tle już nie ma życia w więzieniu. Nie uwierzy pani, do czego wychowawcy, którzy mają władzę nad dziećmi, są zdolni. Przemoc jak kula śniegowa, ale zatrzymało się na mnie. Ja nie biję. U mnie przemoc jest incydentalna. Zdarzyła się dwa razy.

– A spędził pan całe życie w więzieniu.

– Wstyd mi – Weber ma łzy w oczach. – Pytała pani o wyrzuty sumienia, ale ja wobec Boga pozostałem szczery.

Psycholog: Psychopaci to najlepsi więźniowie

Psycholog, która w 2013 roku badała Webera, stwierdziła, że charakteryzuje go wysoki poziom rozwoju intelektualnego, bardzo dobra orientacja w relacjach interpersonalnych oraz wysoka koncentracja na sobie. W celu zaspokojenia potrzeb może być nastawiony instrumentalnie i mieć skłonności do manipulacji.

W starszej opinii psychiatrycznej, z lat 90., stwierdzono, że Weber jest „socjopatą i charakteropatą”.

– Dziś nie stwierdza się psychopatii, socjopatii czy charakteropatii – mówi mi mjr Beata Rożek, psycholog Ośrodka Diagnostycznego Aresztu Śledczego w Warszawie Białołęce. – Posługujemy się pojęciem osobowości o cechach dyssocjalnych, którą charakteryzuje m. in. brak bliskich serdecznych relacji z ludźmi, koncentracja na sobie, podejmowanie działań ryzykownych, lekceważenie norm społecznych, brak poczucia winy. Charakterystyczne dla „psychopatów” cechy egocentryzmu, manipulacji i postawy wielkościowej sytuacyjnie ujawnia każdy, tylko w różnym natężeniu. Psychopaci lubią być ważni, wyjątkowi, decydować o życiu i śmierci. Dlatego najlepiej przełożyć ich postawę wielkościową na konkretne pozytywne zadania. Osoby o rysie psychopatycznym spotykamy np. wśród służb mundurowych, prawników, lekarzy. Często są wybitne w swych dziedzinach, bo podejmują ryzyko, nie denerwują się, nie wahają, precyzyjnie wykonują zadania. A jednocześnie często na chłodno kalkulują, jakie działania przyniosą im korzyść w postaci pieniędzy, szacunku i podziwu. Psychopata, który zaczął zabijać, wymyka się spod naszej kontroli. Bo psychopaci nie mają empatii i wglądu w swoje uczucia.

W więzieniu w Raciborzu, do którego trafił Weber, uznano, że nie klasyfikuje się on do terapii, bo nie ma choroby psychicznej.

– Trudno prowadzić terapię psychopatów – potwierdza Jan Gołębiowski, psycholog kryminalny tworzący profile nieznanych sprawców przestępstw. – Niszczą grupę terapeutyczną. Chyba że wybierze się osoby podobne do nich i spróbuje nauczyć ich kalkulowania korzyści. Adam Weber nie zabije ponownie, jeśli będzie wiedział, że uczciwe życie na wolności da mu korzyść, i nauczy się go o tym pamiętać w chwili pobudzenia. Ale to trudny proces. Myślę, że Weber ma wysoką, choć niestabilną samoocenę – ciągnie Gołębiowski. – Jego postawa wielkościowa zasłania wątpliwości i kompleksy, których pewnie nabawił się w dzieciństwie. Trzeba też pamiętać, że 20 lat w więzieniu bardzo zmienia człowieka, niestety na gorsze. To tam człowiek się socjopatyzuje. Aby przetrwać, musi manipulować, odgrywać role, kłamać. Psychopaci potrafią idealnie dostosować się do warunków zamknięcia. To często najlepsi więźniowie. Stają się niebezpieczni na wolności, gdy pozbawi się ich rutyny i kontroli. Często mają ogromne możliwości kreacji. Do perfekcji opanowali przekonywanie innych do swojej wersji zdarzeń.

Wychowawcy: Resocjalizacja to fikcja

Kilku psychologów więziennych oraz wychowawców mówi mi nieoficjalnie, że takie przypadki jak Weber bardzo trudno wnikliwie ocenić, bo często w zakładach karnych na 200 skazanych przypada jeden psycholog, a wychowawca ma 60-80 osób. Jak przy takiej liczbie można poznać i zdiagnozować człowieka?

Psycholog oddziałowy na pytanie, czy jest w stanie rozpoznać psychopatę, śmieje się: – Jeśli skazany zachowuje się prawidłowo, nie wnikam w nic więcej. Gdyby pani pracowała wśród niebezpiecznych przestępców, dostawała miesięcznie 2500 zł na rękę i jeszcze musiała przynosić własny papier do ksero, brałaby sobie pani na głowę głęboką pracę z psychopatą?

Wychowawca opowiada, że zarówno psycholodzy, jak i wychowawcy po dziesięciu latach w więzieniu mają trudności rodzinne, koszmary senne, nie mogą się skupić. – My pracujemy w ciągłym napięciu, a nie zarabiamy tyle, aby pozwolić sobie na własną terapię – mówi.

Więzienie nie zapewnia bezpłatnej terapii wychowawcom: – Jak? Skoro na parę tysięcy pracowników przypada jeden psycholog?

Inny wychowawca zwraca uwagę na brak zaangażowania u niektórych pracowników: – Wielu wychowawców zostało przyjętych dzięki znajomościom. To często teologowie, geografowie, biolodzy. Nigdy nie chcieli pracować w zakładzie karnym, ale nie znaleźli innej pracy. Podobnie z psychologami, często nie są to najlepsi absolwenci zafascynowani pracą z trudnymi przypadkami, ale osoby, które mają tzw. wujka w zakładzie. Jeszcze kilka lat temu, gdy ktoś nowy przychodził do pracy, pytano: od kogo jesteś? Teraz etapy rekrutacji są bardziej skomplikowane, ale pracownicy przyjęci w poprzednich latach czasem mają tylko wymagania, a nic z siebie nie dają. Chcą podwyżek, gdy gołym okiem widać, że nie obchodzi ich los skazanych.

– Resocjalizacja w więzieniu to fikcja. Jedyne funkcje zakładów karnych to kara oraz izolacja od potencjalnych ofiar – mówią mi kolejni pracownicy służby więziennej.
– Spotykam się z opinią, że resocjalizacja w więzieniu nie istnieje – przyznaje mjr Beata Rożek, psycholog Ośrodka Diagnostycznego Aresztu Śledczego w Warszawie Białołęce. – Jest wiele programów terapeutycznych. Ale decyzja należy do skazanego.

Podczas 21 lat więzienia Adam Weber przeszedł jedynie 30-godzinny kurs zastępowania agresji. Oprócz tego kilka razy w roku spotykał się z psychologiem oddziałowym.

Kurator: Wywiązywał się z obowiązków

Sąd w Opolu nałożył na Adama obowiązki: zarabiania, powstrzymania się od alkoholu, zawiadamiania o zmianie miejsca pobytu oraz niekontaktowania się z osobami karanymi.

Kurator Adama Webera widział się z nim w ciągu pół roku sześć razy. Jego zdaniem Adam nie naruszył żadnego z tych obowiązków.

Co powinien kurator?

– Kurator ma odwiedzać skazanego, zrobić wywiad środowiskowy, rozmawiać o podjęciu terapii – mówi mjr Beata Rożek. – Jednak jego podstawowa funkcja to resocjalizacja, czyli praca nad poprawą funkcjonowania społecznego: podjęciem pracy, spłatą zobowiązań finansowych, nawiązaniem dobrych relacji z rodziną i otoczeniem, unikaniem spożywania alkoholu i środków odurzających. To z tego ma wynikać ochrona potencjalnych ofiar. W czasie kilku lub kilkunastu spotkań w roku kuratorzy nie są w stanie istotnie wpłynąć na losy i decyzje psychopaty mordercy. W tym konkretnym przypadku można też było dopilnować, aby o zwolnieniu wielokrotnego zabójcy wiedziała jednostka policji w jego miejscu zamieszkania – dodaje. – Tym bardziej że niektóre sądy są przeciążone sprawami i zanim sekcja wykonawcza prześle wyrok do kuratorów, mija wiele czasu. Bywa, że kurator nie widzi się ze skazanym nawet przez kilka miesięcy po zwolnieniu.

Policja: Nie wiedzieliśmy, że wyszedł

Oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach Marek Słomski potwierdza, że policja nic nie wiedziała o zwolnieniu Adama Webera. Ale według kodeksu karnego wykonawczego zakład karny ma obowiązek powiadomić policję w miejscu zamieszkania byłego skazanego tylko w przypadku przestępstw na tle seksualnym. Czyli w przypadku gwałciciela, ale nie zabójcy.

Biegła: Dostanie kilka lat

W Sądzie Rejonowym w Gliwicach zaczął się proces przeciwko Weberowi, oskarżonemu o kilkakrotny gwałt, grożenie pozbawieniem życia oraz stosowanie przemocy fizycznej. – Za gwałt nie dostanie więcej niż kilka lat – mówi nieoficjalnie biegła psycholog, powoływana głównie w sprawach o gwałty i molestowanie. Do tego dojdą cztery lata, których nie odsiedział. Nierealne, by w tej sprawie uzyskać wyrok kilkunastu lat.

Marta boi się, że Weber kiedyś znowu wyjdzie i zaatakuje. – Żona od wielu miesięcy żyje w panicznym lęku – opowiada jej mąż. – Webera spotkałem podczas rozprawy. Zgwałcił moją żonę, złamał kobietę, którą kocham. A podczas rozprawy był spokojny, zadawał mi pytania o szczegóły i jeszcze się uśmiechał.

Weber uważa, że zostanie uniewinniony. – O ile będę mógł wytłumaczyć sędziemu całą sytuację – mówi. – Właśnie wysłałem do niego list. Radzę, by zajrzał do słownika i sprawdził, czym jest „dowód”. Jestem pewien, że sędzia nie znajdzie dowodu, że do gwałtu doszło.

Weber jest pewny siebie, bo podczas rozprawy o zwolnienie warunkowe z powodzeniem tłumaczył prokuratorowi i sędziemu, dlaczego powinni dać mu szansę. Mówił: „Rozumiem, że życie człowieka jest najwyższym dobrem, jakie posiada, ale ja wziąłem udział w bójce i nie chciałem nikogo zabić. Broniłem swojego życia”.

– To porażka wymiaru sprawiedliwości i systemu penitencjarnego – przyznaje wysoki funkcjonariusz służby więziennej. A były szef więziennictwa Paweł Moczydłowski dodaje: – Cała opinia publiczna patrzy na Trynkiewicza, czeka na najmniejszy błąd w tej sprawie. A w tym samym czasie sąd wypuszcza na warunkowe zwolnienie czterokrotnego zabójcę w wieku 49 lat! Według mnie sędzia musiał wiedzieć, że Weber znów zaatakuje. Tak samo wychowawca, który podpowiadał Weberowi, by okazał skruchę, choć ten nie żałował zabójstw. Taki wychowawca powinien stracić pracę i odpowiadać przed prokuratorem. Dla mnie cala wina spoczywa na ludziach, którzy przy tej fikcji, jaką jest kuratela w Polsce, wypuścili Webera.

Weber: Trotylem można zabić wielu ludzi

– Weber ma silne zaburzenia – mówi prokurator Joanna Smorczewska. – Z jednej strony często się wzrusza, wydaje się subtelny, mówi o poezji, książkach. Ale gdy przedstawiłam mu akt oskarżenia, stał się niezwykle agresywny, używał mocnych wulgaryzmów, twarz mu się wykrzywiła. Tak jakby znajdowały się w nim dwie kompletnie różne osoby.

– Myślałem, aby odejść w taki spektakularny sposób – mówi mi podczas kolejnego spotkania Adam Weber. – Nie dziwię się ludziom, którzy wyjmują broń i strzelają do polityków.

– Ale w pana sytuacji to raczej nierealne.

– Dlaczego? Umiem robić naboje, broń, bomby. Od lat interesują mnie militaria, potrafię zrobić nawet te skomplikowane konstrukcje. Myślałem, aby wejść do budynku prokuratury lub sądu. Posługiwanie się trotylem jest proste i można zabić wielu ludzi. W zamknięciu mój gniew tylko się kumuluje.

 


Personalia oskarżonego oraz niektórych osób zostały zmienione.
Dziękuję rzecznik aresztu śledczego Izabeli Romaszewskiej, sędziemu Jackowi Krawczykowi z Sądu Okręgowego w Katowicach oraz wszystkim rozmówcom ze służby więziennej za pomoc przy powstaniu artykułu.